Okoliczności
Okoliczności, zewnętrzna sytuacja to drugi obok „wkładu własnego” (jakość kampanii i kandydatów, przekaz wyborczy) czynnik determinujący wynik wyborów. Jest jeszcze szczęście i pech, od kandydujących niezależne, podobnie jak sytuacja. Chociaż trafne rozpoznanie wokółwyborczej sytuacji to coś, na co mamy pewien wpływ i powinniśmy to rozpoznanie brać pod uwagę w strategiach wyborczych. W sprawie szczęścia/pecha jesteśmy bezradni..
Jakie okoliczności widać w twardych danych?
● Pospolite ruszenie na wybory widoczne w rekordowej frekwencji niemal 55%, poprzednio było to 47,7%; w Poznaniu wzrost był aż o ponad 50% — z ok. 37% uprawnionych w 2014 r. do ok. 57% obecnie..
● W większości miast, w których kandydowaliśmy wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte w 1szej turze, tylko w 6 na 18 jest 2.ga tura. Poza Warszawą, gdzie wygrał nowy kandydat KO, jedna tura to efektowne zwycięstwo „starych” ojców miast.
● Bezwzględna większość KO w radach szeregu miast, nie w większości, ale sporo tej monopartyjnej władzy przybyło. Są miasta gdzie poza PO.N-PiS nie ma innych sił w radach, lub też są minimalne (lewica albo my).
Zwłaszcza w dużych w miastach te wybory to był plebiscyt na rzecz anty-PiSu, oparty na lęku przed zagrożeniem, a nie na otwartym spojrzeniu w przyszłość. To podstawowa okoliczność towarzysząca naszemu startowi. Nasz przekaz – apartyjny, zakładający dystans ludności wobec wojny plemion, rozminął się z dominującymi nastawieniami elektoratu. Opowiedział się on nie tyle za takim lub innym kierunkiem rozwoju miasta, co za jedną (bardziej) lub inną (mniej) stroną wojny plemiennej. Moim zdaniem nie mieliśmy ŻADNYCH SZANS na zneutralizowanie kampanii medialnej, która bardzo przyczyniła się do takiego plebiscytowego charakteru wyborów.
Duże znaczenie dla obrazu wyborów ma wielkość miasta, schemat powyżej dotyczy bardziej miast dużych, w mniejszych sytuacja była raczej zróżnicowana.
Co mówią dane?
Mamy na uwadze 16-18, do max. 20 miast, w których uczestnicy ruchów miejskich KRM startowali w wyborach. Były fałszywki, np. w Lublinie komitet związany ze środowiskiem Kukiz’15 – „Patrioci i ruchy miejskie”, więc ograniczamy ogląd nieco arbitralnie, ale dzięki temu wiemy, o czym mówimy.
● Kandydaci na prezydenta/burmistrza – chyba nie było nigdzie założenia, że gramy realnie o prezydentury, kandydat/ka na prezydenta był potrzebny jako twarz komitetu w kampanii. Ale jeśli ktoś gdzieś miał takie założenia, choćby wejścia do 2giej tury i nawet niezły wynik, to brak drugiej tury je uchylił, to np. Sopot, Ostróda i Gorzów. Nie liczę Łomianek, bo tam wciąż piłka w grze i komitet był kombinowany, ale poza tym 8 naszych kandydatów/tek zajęło 3 lub 4 miejsce w wyścigu prezydenckim, co pokazuje, że walec antyPiSu nas jakby wgniótł w glebę mniej niż innych, często bardziej lewicę (w Poznaniu definitywnie zaorał grobelizm).
Łącznie nasi kandydaci/tki otrzymali ponad 80 tys. głosów.
● Wyniki wyborów do rad miast – mamy prawie o połowę więcej radnych miejskich niż poprzednio, i kilkanaścioro więcej w dzielnicach Warszawy. Łącznie oddano na naszych kandydatów do ok. 150 tys. głosów, ale prawie wszystkim komitetom urosło z powodu frekwencji, więc trudno to ocenić, a nie wiemy ile głosów łącznie dostaliśmy w 2014 r.
Pośród miast, w których ruchy miejskie miały już przedstawicieli w radzie miast/dzielnic żadne jej nie utraciło. Tyle, że w Gorzowie, Toruniu i Świdnicy ta reprezentacja się zmniejszyła, w Sopocie bez zmian, w Poznaniu i Warszawie urosła.
Jeśli chodzi o inne miasta, w których nasi kandydaci debiutowali to Ostróda, Zielona Góra i Łomianki uzyskały elementarną reprezentację (1-2 mandaty), Białystok, Gdańsk i Konin przekroczyły próg wyborczy, nawet mocno, ale nie zostały tam uzyskane mandaty . W Szczecinie, Lublinie i Łodzi nasze komitety znalazły się pod kreską.
W Katowicach nasz człowiek jest też w radzie miasta. Sytuację w Krakowie i Wrocławiu niezbyt ogarniam, przydałoby się je zinterpretować z punktu widzenia ruchów miejskich.
● Sumując – mamy elementarną, albo symboliczną reprezentację w radach ok. 10 miastach, a w większości tych miast wyniki wyborcze naszych komitetów dają im 3 lub 4 miejscu pod względem liczności w radzie miasta lub z takim wynikiem poza radą (np. w Białymstoku 3 miejsce, ale poza radą), przed lub za lewicą albo ex equo (Poznań). Tylko Łomianki nr one!
To oznacza, że przetrwaliśmy walec PO.N-PiS lepiej niż niemal wszyscy inni. Ale też zostaliśmy wgnieceni w asfalt, bo ambicje mieliśmy jednak sporo większe.
Wnioski
Ocena naszego startu w wyborach wymaga uwzględnienia okoliczności, czyli radykalnego zwrotu ludności ku opowiedzeniu się po jednej ze stron ogólnopolskiego konfliktu politycznego, co nas poniekąd miało wykluczyć. Ale nie wykluczyło, tylko ograniczyło. Wiele innych podmiotów politycznych w miastach poległo.
Oczywiście nie można mówić o sukcesie, ale też nie można mówić o klęsce kosmicznej. Obroniliśmy średnio stan posiadania, oraz w pewnym stopniu zrobiliśmy nieduży krok do przodu. Ale pewnym osiągnięciem jest samo wyborcze przetrwanie tsunami anty-PiSu, które nas kompletnie zaskoczyło, ale innych jeszcze bardziej, w tym wytrawnych, politycznych graczy (żadne sondaże, czy badania na duże prawdopodobieństwo takiej sytuacji nie wskazywały…). W skali kraju jesteśmy nadal dość sławnym, ale jednak politycznym planktonem – tyle że w miastach, chyba oprócz lewicy, reszta planktonu znikła. Ale dotychczasowa lewica idzie raczej w dół, a my niekoniecznie. Często mamy pozycję zaraz za dominującym PO.N-PiSem.
Czy reszta jest emocją….?
Pytanie wstępne – co dalej?
● Na to pytanie, jeśli miałoby ono dotyczyć Kongresu jako całości, ogółu ruchów miejskich w kraju jako bytu kooperującego, musimy odpowiedzieć razem. Do następnych wyborów jest szmat czasu, więc jest o czym myśleć. Albo i nie myśleć, bo nie tylko dla wyborów jesteśmy. Ale po drodze są inne wybory (x 3), które będą mieć raczej duże znaczenie dla tej „zewnętrznej sytuacji” politycznej w kraju, która jak widać ma duże znaczenie dla miast.
Wydaje mi się też, że jako podmiot wciąż żywy i dość sławny, niezależny od duopolu PO.N-PiS, mamy pewną rolę do odegrania w kwestii hamowania czy blokowania dalszego pogłębiania się społecznej polaryzacji. Bo ona jest społecznie i politycznie zabójcza, a raczej pogłębiła się przy okazji ostatnich wyborów. Chyba także na osi: miasta duże contra miasta małe. To może być wyzwanie zwłaszcza dla nas.
● Inny wymiar tego pytania dotyczy perspektywy lokalnej, naszych miast poszczególnych. Bo co można zrobić z 1-2 radnymi? Raczej nie można aspirować do współrządzenia, zwłaszcza jeśli dominuje silna większość, niepotrzebująca żadnej koalicji. Chyba że w wyjątkowych okolicznościach. Są w tej dziedzinie doświadczenia, dobre i złe, tych kilku miast gdzie już wcześniej mieliśmy małe przyczółki w radach miejskich. I to może być punkt wyjścia do wypracowania dobrych praktyk.
Myślę, że na najbliższe 5 lat sensowne będą lokalne strategie pewnego rodzaju powrotu do „źródeł”, tyle że na bardziej zaawansowanym poziomie, dzięki tym nielicznym naszym radnym. Czyli funkcji miejskiego think tanku, watchdoga oraz sygnalisty, organizującego społeczność obywatelską w radach osiedli i dzielnic, kooperującego z mediami i kolportującego alternatywną wobec dominującej władzy, własną narrację miejską, także na forum rady. To jest duża praca, ale niezadługo ludność naprawdę będzie miała dosyć tej plemiennej wojny, bo odczuje szerzej jej negatywne skutki.