Lech Mergler

Aktywista miejski z Poznania, z zawodu inżynier, potem wydawca i publicysta. Współtwórca stowarzyszeń My-Poznaniacy i Prawo do Miasta. Współorganizator Kongresu Ruchów Miejskich w 2011 r. w Poznaniu, prezes zarządu KRM 2016-2019. 

Po wyborach: ONI i MY

24 październik 2023

PiS nie zniknął, był i nadal będzie, istotne jest pytanie o ewentualny powrót do władzy, w takim lub innym wcieleniu. Wyznaczniki populistycznej polityki odrzuconej przez nas w ostatnich wyborach to zamordyzm (i centralizm), nacjonalizm (i antyunijność), światopoglądowa konserwa oraz cyniczny klerykalizm. PiS stanie na głowie, by szybko władzę odzyskać, najpóźniej w kolejnych wyborach, a najbliższe są lokalne. Czy i jak opozycja stająca się nową władzą, może w tym powrocie pomagać?[1]

Propaganda wyborcza wszem i wobec trąbiła, że wybory 15 października są najważniejsze od 4 czerwca 1989 r., kiedy to masowo opowiedzieliśmy się przeciw dalszemu trwaniu komuny. Analogia jest dość mocna – jedne i drugie wybory to zdecydowany plebiscyt „za” lub „przeciw” panującej władzy wraz z jej tożsamością i praktyką rządzenia. Nie były one natomiast wybieraniem między wyraziście określonymi, alternatywnymi programami politycznymi. Programy takie były, ale nie miały większego znaczenia wobec plebiscytowego charakteru tych wyborów.

„Wojna na górze”?

Rządy PiSu mają się tak do autorytarnego PRL-u jak łuk do karabinu, więc wskazując na podobieństwa do 1989 r. trzeba zachować proporcje. Istotną analogią jest wymuszona plebiscytowym charakterem JEDNOŚĆ po stronie oponentów aktualnej władzy – w 1989 komuny, teraz PiS. Ta jedność przykrywa/ ła różnice interesów, poglądów, programów, celów, ideologii konstytuujących poszczególne środowiska polityczne aspirujące do władzy. W 1989 jedność była realizowana instytucjonalnie w formie Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. Jedność w obecnych wyborach zinstytucjonalizowana nie była – jedenaście podmiotów politycznych tworzących trzy komitety wyborcze zawiesiło na czas kampanii dzielące je różnice i kwestie sporne, by wspólnie wygrać z PiS. Różnicą jest też to, że w 1989 podziały w gronie solidarnościowych elit nie były określone jawnie, lecz ukryte. Obecnie jest odwrotnie – są one znane, tyle, że ich pełna i stanowcza ekspresja została odroczona. Zwycięską opozycję łączy akceptacja zasad liberalnej demokracji, Konstytucji oraz wartości, praw i wolności zapisanych w traktatach i umowach międzynarodowych. Jest to dość pojemny worek, ale daleko nie wszystko pomieści.

Po wyborach kontraktowych 1989 chyba nieuniknione wydobycie się na powierzchnię pluralizmu politycznego w łonie „Solidarności” przyniosło w krótkim czasie tzw. „wojnę na górze” i podział obozu „S” na zwalczające się środowiska. Porozumienie Centrum było skupione wokół L.Wałęsy i J.Kaczyńskiego, a wokół premiera T.Mazowieckiego – Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna (potem Unia Demokratyczna i Unia Wolności).

Konflikty między nimi doprowadziły w ciągu kilku lat do powrotu do władzy postkomuny, a reprezentanta tego środowiska, Aleksandra Kwaśniewskiego, zaprowadziły na stanowisko prezydenta RP, na dwie kadencje, co zresztą wcale nie wyszło krajowi na złe.

Trzeba pamiętać, że po wyborach 1989 r. w Polsce dopiero raczkowała praktyka demokratycznej polityki i nikt nie miał potrzebnych doświadczeń ani kompetencji. Obecnie sytuacja jest mocno inna, co nie uchyla zagrożeń jak te wyżej przywołane: obalona „stara władza” może odzyskać swoją pozycję – także na skutek błędów nowej. Zwłaszcza, że nie bardzo mamy ukształtowane i utrwalone kompetencje do politycznego współistnienia i współdziałania w warunkach istotnych różnic, co jest podstawą demokracji. Dotyczy to i ogółu społeczeństwa popadającego w populizm z frustracji przewlekłą polityką ignorowania jego potrzeb, i elit politycznych, medialnych, intelektualnych, biznesowych, społecznych.

Gra silnych i silniejszych sił

Czy i jak można uniknąć powrotu do władzy obalonego reżimu? Przegrany PiS teraz siedzi i główkuje jak powrót ten przeprowadzić najszybciej. Z drugiej strony jest opozycja mająca stać się nową władzą, która w obecnym układzie i składzie, ma do czynienia z terra incognita, ziemią nieznaną, czyli wieloaspektowo skomplikowaną sytuacją w kraju, kraju i okolic. Tutaj chciałbym się skupić na prawdopodobnych, antycypowanych zagrożeniach, związanych z ujawnieniem się gry odrębnych interesów i potrzeb każdej ze stron dotychczasowej opozycji. Życzę opozycji jak najlepiej, z nadzieją, że ta „wieża Babel” jaką ona poniekąd jest, zadziwi nas na plus – mądrością, zdolnością do kompromisu, dogadania się i umiejętnością wytyczania granic oraz tłumaczenia narodowi swoich decyzji w ciągłym i otwartym społecznym dialogu. Jest dobry przykład pokojowej zmiany władzy (i ustroju…) – to polski Okrągły Stół w 1989 r., wzorzec dla naszej części Europy. Ale znane są z historii przykłady polskiej kłótliwości, partykularyzmu, prywaty, partyjniactwa o dramatycznych skutkach. Także dlatego trzeba opowiedzieć zagrożenia, jakie mogą ułatwić powrót PiSu do władzy, wcześniej lub później, zwłaszcza te istotne z perspektywy ruchów miejskich i społeczeństwa obywatelskiego.

Plebiscytowa jedność skończy się, kiedy ruszy gra różnych, odrębnych interesów, ambicji, potrzeb tych licznych podmiotów politycznych, z których składa się dotychczasowa opozycja. Za każdym z nich stoją określone środowiska, grupy i społeczności mające swoje oczekiwania i nadzieje, mniej lub bardziej utożsamiające się z partią, w którą wyborczo „zainwestowały”. Jest dość oczywiste, że jakaś i może niemała ich część jest niejako „z natury” wzajemnie sprzeczna – kiedy jedni chcą „A” a drudzy „nieA”, wprost albo pośrednio (np. jedni chcą ograniczać ruch samochodowy, a drudzy stawiają na auta). A po drugie – zasoby niezbędne do zaspokojenia zgłoszonych potrzeb/ realizację wyborczych zobowiązań są zawsze ograniczone. Wynika z tego konieczność wykluczenia lub odroczenia realizacji niektórych zobowiązań, a może i licznych. Bo wybór jednego jest często rezygnacją z drugiego.

Polityka to jest gra sił – społecznych, ekonomicznych, symbolicznych i innych, za którymi stoją realne interesy. Niesie duży ładunek emocji w dyskursie publicznym, także przeciwstawnych – co jednych zachwyca, innych może obrzydzać, itd. Jest oczywiste, że w grze sił przewagę ma „siła silniejsza”, najprościej rzecz ujmując. Co się dzieje, kiedy te partykularne interesy, potrzeby, wartości ujawniają się szeroko, nie tylko w słowach, ale także w praktyce zbiorowego życia? Uwidacznia się (albo nie…), skuteczniej lub mniej skutecznie porządkująca i regulacyjna rola państwa, władzy publicznej, polityki.

O państwie polskim, pomijając mocniejsze sformułowania (że jest z kartonu, dykty, trzyma się  na ślinę, ...i kamieni kupa), mówi się, że jest silne wobec słabych i słabe wobec silnych. Co oznacza, że interesy podmiotów dominujących, silnych, ich racje nie są przez ingerencję państwa równoważone z interesami podmiotów słabszych, zawsze znacznie liczniejszych, ale często ignorowanych.

Czyja powyborcza demokracja?

Demokratyczne wybory powszechne to szczególna sytuacja (poza rewoltą) kiedy głos wielu słabszych, może sam z siebie zrównoważyć albo i przeważyć dominację mniejszości silnych. Można sobie wyobrazić, że są one jak całkowanie bardzo, bardzo wielu jednostkowo prawie nic nie znaczących opinii/ wyborów, ale ich łączna suma ma wartość wystarczająco wielką, by zmienić politykę możnych tego świata. Przyjmuje się, że wybory to kulminacja demokratycznej praktyki politycznej, tymczasem nie mniej ważne jest to, co dzieje się po wyborach. Czy ma miejsce praktyka demokratycznego zarządzania, czy TKM (Teraz Kurwa MY..) rządzimy, skoro nas wybraliście…? To, co dzieje się po wyborach zależy od wielu czynników, w tym historycznych, kultury politycznej, aktywności ogółu obywateli, konkretnej sytuacji w kraju i wokół, itd.. W dużym stopniu zależy od utrwalonych postaw politycznej elity władzy rządzącej państwem oraz jej kompetencji. Czy np. nawykły one do paternalistycznego traktowania społeczeństwa, czy przeciwnie – są otwarte na partnerski, społeczny dialog, itd.  

Obecnie zbliża się ten powyborczy czas, kiedy zwycięskie formacje w politycznych targach będą rozstrzygać, które i czyje interesy są dla nich najważniejsze, będą więc realizowane w ich praktyce politycznej, a które mniej lub wcale.

Nie wszystko zostanie rozstrzygnięte od razu, ale duża część musi, żeby było możliwe uzgodnienie programu nowego rządu. Istotne znaczenie, z drugiej strony, ma rozpoznanie realnie dostępnych środków publicznych. Jedno z drugim: wytargowane preferencje i priorytety oraz faktyczne możliwości przyniosą finalny profil realizacji zobowiązań wyborczych.

Silne grupy nacisku mają większe możliwości uzyskiwania przychylności władzy publicznej dla swoich interesów. To kluczowa sprawa: na ile nowa władza da się zdominować przez te grupy, czy też będzie gotowa im się przeciwstawić i uwzględniać potrzeby, interesy, oczekiwania grup słabszych? Od tego zależy zwrot z podstawowego kapitału, jakim w demokracji jest społeczne ZAUFANIE, w Polsce od dawna zdecydowanie niskie – zarówno do władzy, instytucji publicznych jak i rodaków względem siebie. Rekordowa frekwencja w głosowaniu wskazuje na sytuacyjny (chwilowy?) skok zaufania społecznego, czyli powszechne zawierzenie, iż udział w wyborach może być sprawczy i przyczyni się do oczekiwanej zmiany politycznej. Jeśli nowa władza podda się silnym grupom nacisku kosztem szerokich oczekiwań społecznych („roszczeniowcy”..?), czyli państwo znowu okaże się silne wobec słabych i słabe wobec silnych, to otrzymane zaufanie zostanie wycofane. Rozczarowani wyborcy nie pójdą na następne wybory, albo zagłosują na konkurencję, tak jak w latach 90-tych na postkomunę.  Powrót populizmu, czyli iluzji władzy opiekuńczej i sprawiedliwej jest możliwy, jeśli na taką iluzję pojawi się zapotrzebowanie – kiedy rzeczywistość zaskrzeczy u wielu rodaków. [2]

„MY” i „ONI”…?

Społeczeństwo to naczynia połączone nie ma więc łatwych do wyznaczenia granic między silniejszymi i słabszymi beneficjentami polityki, poza przypadkami ewidentnymi. Przydatne są przykłady. Oto grupą interesu najskuteczniej uzyskującą od władzy korzystną dla niej politykę jest biznes deweloperski, z zapleczem bankowym. Kilka razy w ciągu ostatnich ok. dwudziestu lat, i ostatnio, władza wdrażała programy „pro-mieszkaniowe” przynoszące korzyści tylko branży: napływ klienteli, wzrost cen mieszkań i zysków itd. Z drugiej strony są miliony potrzebujących mieszkań, których nie stać na kupno albo najem komercyjny, ale państwo nie ma dla nich żadnej realnej propozycji. Ogólnie biznes (tzw. „przedsiębiorcy”), w mediach sól ziemi i oczko w głowie władzy, jest traktowany przez tę władzę znacznie bardziej troskliwie niż ogół pracowników, 10-cio krotnie liczniejszy – przejawy można mnożyć. Dalej – kościół, przy akceptacji władzy panoszący się w różnych sferach życia (praw rozrodczych, edukacji, mediów, kultury, finansów, plus bezkarność kleru itd.) od początku III RP, choć laikat (i nie tylko on) tego nie chce. Przykłady inne – np. lobby myśliwskie, lobby górnicze, armia i spec-służby, zmotoryzowani i kompleks paliwowo-samochodowo-drogowy, itd. itp.

Wynik wyborów i rekordowa frekwencja wywołały zachwyt nad społeczeństwem obywatelskim, jego dojrzałością, zaangażowaniem, odpowiedzialnością, ofiarnością. Dotychczasowe doświadczenia społeczne z elitami politycznymi w sytuacjach powyborczych każe przywołać mało eleganckie zdanie: „murzyn” zrobił swoje, „murzyn” może odejść.. Jest to lżejsza wersja TKM: fajnie, że nas wybraliście, ale teraz spadajcie, bo chcemy sobie porządzić.. 

Społeczeństwo obywatelskie funkcjonuje przede wszystkim lokalnie i zderza się z siłą samorządowej władzy, skupionej w rękach tzw. włodarzy: prezydentów, burmistrzów i wójtów. Nie widać, by ostatnie wybory miały same z siebie przynieść zmianę na lepsze paternalistycznych, często quasi-autorytarnych stosunków między władzą lokalną a jej „poddanymi”, społeczeństwem obywatelskim. Przeciwnie: przywileje i wielkie uprawnienia „włodarzy” zostaną raczej rozszerzone, jak domagają się ich korporacje, będące de facto zorganizowanymi grupami załatwiania interesów tego środowiska. To poważne wyzwanie dla społeczności i organizacji lokalnych oraz ruchów miejskich.

Czas obecny sprzyja egzekwowaniu od władzy praw i zobowiązań, bo przed nami kolejne wybory, jedne po drugich: w maju samorządowe, w czerwcu europejskie, a około roku później prezydenckie. Wybory to czas, kiedy władza stara się trochę sprawiać wrażenie, że rozmawia z obywatelami, a nawet ich słucha. Skoro okres wyborczy potrwa jeszcze półtora roku, a my będziemy głośno domagać się zmian w traktowaniu społeczeństwa obywatelskiego, to może władza przywyknie do dialogu i słuchania wyborców…? W demokracji żadna władza nie trwa wiecznie, dobrze by o tym pamiętała na początku swoich rządów…

[1] Przeciwieństwem pomagania jest przeszkadzanie, a w tym przypadku zapobieganie powrotowi PiS do władzy. Żeby robić to skutecznie, trzeba mieć świadomość, DLACZEGO PiS zdobyło i utrzymało władzę, oraz wygrywało wszelkie wybory, od prezydenckich i parlamentarnych po samorządowe i europejskie, kilka razy pod rząd. W moim przekonaniu wiodąca część opozycji nie podjęła żadnego wysiłku, by z tym zasadniczym pytaniem się skonfrontować, co czyni ją nieco bezbronną wobec (jeszcze nieznanej) strategii PiS mającej na celu odzyskanie władzy. Przed PiS miało być tak świetnie, aż przyszli źli ludzie i to popsuli… Bez jaj.

[2] Opór przed istotnymi zmianami, zwłaszcza progresywnymi, bierze się także z „naturalnego” niejako konserwatyzmu, który jakby stabilizuje życie zbiorowe (może je zabetonowywać ale i chronić przed chaosem) i niekoniecznie jest wynikiem intencjonalnych działań ludzi władzy. Z jednej strony jest to bezwładność systemowa, polegająca na nienadążaniu przepisów, procedur, standardów oraz zachowań i nawyków biurokracji w służbie publicznej za zmianami potrzeb społecznych. Wdrażanie nowych decyzji politycznych natrafia na opór „materii”, czego także doświadczył PiS w niektórych obszarach. Z drugiej strony jest konserwatyzm mentalny elit władzy, polityków. Jak wiadomo, politycy nie generują zmian, te wymuszają ruchy obywatelskie, politycy za zmianami jedynie podążają, tak jak generałowie rozgrywają poprzednie wojny. W Polsce elita władzy jest bardziej zachowawcza niż ogół społeczeństwa, czego nie chce ona przyjąć do wiadomości i próbuje rządzić według tego co było – dla jednych przed PiSem, dla innych co było przed wojną.

Post scriptum
Uświadomiłem sobie, że dość powszechna radość powyborcza z odsunięcia PiS od władzy po stronie wygranej większości elektoratu nie jest tożsama z zaistnieniem jakiejś szczególnej sympatii do partii, które przeprowadziły zwycięską kampanię. Ludność wybierała ofiarnie, ale głową a nie sercem, z kalkulacji, a nie z zapału czy zamiłowania, bez żarliwej więzi z wybranymi podmiotami politycznymi. W obiegu często pojawiało się sformułowanie, że głosując na listę X wybieram mniejsze zło…. Kredyt zaufania został więc udzielony na zimno, jest warunkowy i jednorazowy, zatem nowa władza może łatwo je stracić. Oby jak najdłużej nie.

Materiał wyraża punkt widzenia autora i, być może, nikogo więcej.

Adres korespondencyjny:
Związek Stowarzyszeń KONGRES RUCHÓW MIEJSKICH
80-236 Gdańsk, Aleja Grunwaldzka 5 
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Konto bankowe: 76 1600 1462 1887 8924 3000 0001
NIP: 779 246 16 30