Ta, jak przyznacie, dość ponura wizja, to pokłosie lektury świeżutkiego raportu GUS „Rozwój regionalny Polski – raport analityczny 2020”. Lektura to fascynująca i kopalnia danych o tym, co działo się z Polską, regionami i miastami przez ostatnie 10 lat. Jeśli ktoś kocha cyfry i statystyki, może zatonąć w tym raporcie na wiele tygodni. Ale dla mnie najbardziej wstrząsającą jego częścią jest jednak ta poświęcona zmianom demograficznym i prognozom ludnościowym.
Starość tu, starość tam
Niby wszyscy wiemy, że się starzejemy, ale starzenie się populacji to powolny, długoterminowy proces. Na co dzień niemal niezauważalne. Nie działa na wyobraźnię tak jak gwałtowna katastrofa żywiołowa. Nie będzie nam zrywać dachów z domów ani wysuszać rzek. Ono sobie po prostu jest i powolutku, cichutko pełznie obok nas.
Szacunki GUS zebrane w „Raporcie analitycznym” wskazują, że odsetek osób powyżej 65 lat w 2025 r. wśród ludności gmin miejskich we wszystkich województwach przekroczy 20%, a w 2050 r. – 30%. To jeszcze nie brzmi zbyt wstrząsająco, prawda? Ale to tylko pewne uśrednienie, bo w 2050 r. największy odsetek ludności w wieku 65+ przewiduje się dla gmin miejskich o wielkościponiżej 20 tys. Wyobraź sobie, że ponad połowa ludności Helu (pomorskie) lub Sejn (podlaskie) przekroczy wówczas 65 rok życia. Ponad 40% mieszkańców i mieszkanek w wieku starszym będą mieć małe miasta jak Karpacz, Szklarska Poręba, Zgorzelec, Dęblin, Tomaszów Lubelski, Krynica Morska czy Jasło. Ale też te większe, jak Kraśnik, Kutno, Gorlice, Sanok, Jarosław i Tarnobrzeg, Skarżysko-Kamienna, Starachowice i Sandomierz czy Turek. Starzeć się będą Bełchatów, Stalowa Wola, Ostrowiec Świętokrzyski i Konin. Tarnów, Wałbrzych, Sosnowiec.
Wśród dużych miast jedynie w Rzeszowie, Warszawie, Wrocławiu i Gdańsku procentowy udział seniorów/seniorek w liczbie mieszkańców ma być niższy niż 30%.
Jednym słowem – będziemy starzy i będziemy mieszkać w starzejących się miastach. Na dodatek będą to miasta wyludniające się.
Podobno urbanizacja jest procesem nieuniknionym. Ale w Polsce chyba o tym nie wiemy …
Szacunki przywołanego raportu GUS wskazują na znaczny ubytek ludności w miastach i miasteczkach w latach 2020–2050. Z 22,7 mln do 18,8 mln osób. To tak jakby Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław i pół Poznania postanowiło zniknąć z mapy. Według tych prognoz czeka nas „miejskie tsunami” – niemal każde miasto będzie się wyludniać. Z miast województwa śląskiego „zniknie” ok. 755 tys. mieszkańców, łódzkiego i dolnośląskiego po ok. 380 tys., wielkopolskiego ok. 330 tys. W najmniejszym stopniu liczba ludności miejskiej ma się zmniejszyć w mazowieckim – tylko o ok. 85 tys. mieszkańców.
Największy procentowy ubytek ludności w latach 2020–2050 r. GUS przewiduje się dla gmin miejskich liczących poniżej 20 tysięcy mieszkańców. Na Helu nawet o ponad 70%, w Dęblinie o prawie 45%!
Wśród miast liczących od 20 do 50 tys. największy ubytek ludności ma dotknąć Szczytna – zmniejszy się ono o ponad 40%.
Wśród miast powyżej 100 tys. najwyższy ubytek ludności GUS przewiduje się dla Sosnowca i Wałbrzycha – ponad 30%.
Ale wśród ośrodków, których liczba ludności ma się zmniejszyć o więcej niż 20% znalazły się głównie miasta śląskie: Bytom, Częstochowa, Dąbrowa Górnicza, Katowice, Ruda Śląska i Zabrze, oraz stolice części województw jak Katowice, Łódź, Kielce i Bydgoszcz.
Prognoza wskazuje, że w 2050 r. liczba ludności zwiększy się tylko w 24 miastach, w tym oczywiście w Warszawie, a także w Rzeszowie, Gdańsku czy Wrocławiu. Wzrastać też będą ośrodki skupione wokół dużych aglomeracji jak np. Marki, Sulejówek, Milanówek, Zielonka (Warszawa); Luboń, Puszczykowo, Sulmierzyce, Obrzycko (Poznań); Reda, Rumia, Wejherowo, Pruszcz Gdański (Gdańsk); Orzesze, Imielin (Katowice) oraz Mszana Dolna (Kraków).
O tym, że prognozy GUS wskazują też na stałe, coroczne obniżanie się wartość przyrostu naturalnego w Polsce o ok. 25% to już nawet nie będę pisać….
O jakie miasta właściwie walczymy?
Po zestawieniu tych wszystkich danych nasuwa mi się kluczowe chyba pytanie: po co właściwie jest miasto?
Czy miasto ma służyć wzrostowi, przyciągać inwestycje zewnętrzne i konkurować o ludność i przedsiębiorców z innymi „rywalami”? A może chodzi o maksymalizację jakości życia dla wszystkich, budowanie lokalnej odporności i zrównoważonego rozwoju? I dla kogo ma być to miasto?
Przyzwyczailiśmy się do niedociągnięć nowoczesnej gospodarki miejskiej – niskopłatnych i niepewnych miejsc pracy, lokalnych przedsiębiorstw wypieranych przez korporacje i międzynarodowe sieci, przenoszenie ziemi i zasobów do rąk prywatnych, narastających podziałów między dzielnicami bogatymi i biednymi. Czy teraz przyzwyczaimy się też do wszechobecnej starości i kurczenia się miast i miasteczek? Ich powolnej degradacji?
A może to najwyższy czas, żeby na poważnie pomyśleć, jak mogłaby wyglądać bardziej zrównoważona przyszłość? Nie tylko w obszarze miejskiej zieleni czy zmian klimatu, ale też nieuchronnych zmian demograficznych. Przyszłość nie tylko dużych metropolii, ale też tych małych miast i miasteczek rozsianych po Polsce.
Weźmy starość na sztandary. Dla nas samych. Bo nie wiem, jak Ty Drogi Czytelniku/ Droga Czytelniczko, ale ja w 2050 będę już lekko po 70, jednak z całą pewnością będę mieć jeszcze apetyt na fajne życie.
[Wyróżnienia w tekście pochodzą od redakcji portalu]