Andrzej Wierzbicki

Działacz miejski z miasta metropolitalnego, zaangażowany w ruchy miejskie od samego początku, a nawet wcześniej.  

Edukacja publiczna: między teraźniejszością a przyszłością

14 wrzesień 2020

Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły / Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki / 
Chodnik zapluły, ludzi przepędziły / Siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie: /
Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy / hej hej la la la la hej hej hej hej… /
Kuba Sienkiewicz i „Elektryczne Gitary”, 1993
I co im zrobicie?

 

Chyba od zawsze na przełomie sierpnia i września w mediach tutejszych panoszą się dwa dyżurne tematy: początek nowego roku szkolnego i rocznica wybuchu II wojny światowej. Przeszłość nieszczególnie mnie zajmuje. Istotne jest, że to od tamtej wojny pierwsze pokolenie rodaków przeżyło całe życie w pokoju, co nie zdarzyło się od stuleci. A szkoła to przyszłość, na którą mamy wpływ, przynajmniej teoretycznie.

EDUKACJI POLSKIEJ PRZYPADKI OSTATNIE

Rok szkolny był tym razem tematem mało „dyżurnym”, do rytualnego odrobienia – media wykazały się żarem i namiętnością. Powód? Taki, że od wojny (chyba) naród uczniowski nie miał tak długiej, blisko półrocznej przerwy w chodzeniu do szkoły spowodowanej zarządzeniami przeciw wirusowi. W dyskursie publicznym zderzyły się dwa przekazy: jeden o tym, jak to dzieci (ale też nauczyciele, i rodzice…) chcą powrotu do szkoły, za którą tęsknią, mimo że jest wredna i zdecydowanie jej nie cierpią (1). A drugi o tym, jaki to niepokój i lęk wywołuje perspektywa obcowania ze sobą i wirusem w wypełnionych szkolnych klasach, na korytarzach i boiskach szkolnych.

Temat szkolny został potraktowany instrumentalnie z powodów politycznych. Władza potrzebuje rodziców w pracy, żeby gospodarka funkcjonowała, oni sami potrzebują zarabiać na kredyty, czynsze i papu. Władza więc zagrożenia wirusowe w szkołach sprytnie umniejsza, podobnie jak podczas wyborów Dudy na prezydenta. Media opozycyjne z kolei sieją zamęt i biją na wirusową trwogę, wyszukując grzechy władzy.

A uczniowie? Ogłoszono m.in. wyniki badań z których wynika, że na tle szerokorozumianej sytuacji pandemicznej aż 44% dzieci ma objawy depresyjne o większym lub mniejszym natężeniu (2). Wzajemny wokółszkolny łomot w mediach plus panujący chaos i straszenie wszem i wobec ma na to bezdyskusyjnie wzmacniający wpływ.

„Politykowanie szkołą” to nic nowego. W 2012 r. samorządy na potęgę likwidowały szkoły i przedszkola, w „interesie publicznym”, czyli dla oszczędności. Bo miasto funkcjonujące jak „firma” miało zarabiać i dawać zarabiać, a koszty należało ciąć. Wtedy stało się jasne, że pozostawienie całości spraw publicznej edukacji niezależnym samorządom niesie spore ryzyko, bo nie wiadomo na co one jeszcze mogą wpaść. Zdawało się, że obronę przed nimi gwarantuje państwo, jako ostoja stabilności i działania racjonalnego. Kiedy jednak z kolei obecna władza partyjno-rządowa próbuje edukację publiczną przerabiać na system obowiązkowej indoktrynacji nacjonalistyczno-przykościelnej (z Rydzykiem w tle), po to żeby młodzi i wykształceni jednak na PiS zagłosowali (3), w przyszłości – idziemy po ratunek do samorządów. Samorządy, jeśli mają za co i zechcą, to dużo mogą – na przykład mogą zaprowadzać w szkołach dodatkowe zajęcia niezależne od partyjno-rządowej indoktrynacji (4). Bez naiwnych złudzeń jednak: nikt sam z siebie, ani państwo ani samorząd, nie dają gwarancji optymalnego urządzania szkolnictwa – na miarę potrzeb edukacyjnych pierwszej ćwierci XXI wieku w Europie. Prawdopodobnie tylko dynamiczna równowaga kompetencji i odpowiedzialności między władzą lokalną a centralną, do tego jedną i drugą pilnowaną i wspomaganą przez ekspertów, organizacje społeczne, wolne media i niezależne sądy może tworzyć warunki dla najlepszych rozwiązań w edukacji. 

Ewidentnym zagraniem politycznym wobec edukacji była niesławna „deforma” minister od szkół Zalewskiej, likwidująca gimnazja. Zabawne, bo zmiana struktury szkolnictwa z nowszej na starszą (konserwatyści wielbią to, co było i boją się tego, co będzie..) oznacza powrót do stanu z PRL. Co ważniejsze -- to skrócenie obowiązku szkolnego o rok uderza w szanse awansu gorzej wyedukowanej klasy ludowej. A sama zmiana struktury jest sztuką dla sztuki, albowiem dla jakości i efektywności edukacji znaczy sporo mniej niż dobrzy nauczyciele, dobre programy i metodyka oraz podręczniki, a zwłaszcza społeczny i polityczny klimat przychylny szkołom, wiedzy, nauce itd.

 170px Anna Zalewska Sejm 2016

EDUKACJA i OKOLICZNOŚCI – PRZEGLĄD w PUNKTACH

Warto dla porządku zestawić zwięzłe diagnozy dotyczące najważniejszych składowych edukacji publicznej. Jest ona złożonym i rozbudowanym systemem współzależnych elementów, w którym zmiany harmonizują się (albo nie) po długim czasie – do kilkunastu lat. System włącza dużą część społeczeństwa, bo zatrudnia kilkaset tysięcy nauczycieli (oni miewają rodziny) i edukuje kilka milionów uczniów (też mają rodziny) – codziennie, po kilka godzin, nawet przez kilkanaście lat.

  1. UCZNIOWIE

Są najważniejsi, a przynajmniej powinni być, bo to dla nich jest system edukacyjny. Dziecko to człowiek, tyle że mały (5). Udziałem obecnej generacji uczniowskiej jest od kilku lat niespotykany wcześniej chaos i systemowa opresja. Należy tu uwzględniać nie tylko to, co dzieje się w samych szkołach, ale także to, co odbywa się poza nimi, ale na szkołę wpływa.

Główny problem to brak stabilności, nagłe zmiany burzące ustalony i funkcjonujący ład, który jest niezbędny do możliwie mało bolesnego wzrostu osoby młodej, jako że nie ma ona takiej odporności na zagrożenia jak osoba dojrzała. I bardziej dotyczy to sfery ducha, psychiki, emocji i intelektu niż wzrastania fizycznego. Edukacja potrzebuje spokoju i stabilności żeby zapewnić go podopiecznym.

Obecna przewlekła sytuacja, trwająca od ponad 10-ciu lat, kiedy dość arbitralnie posłano sześciolatki do szkół (choć słusznie), generuje wśród narodu uczniowskiego mnóstwo lęku, niepewności, wytwarza poczucie zagrożenia przyszłością (6). Katastrofą żywiołową była „deforma” Zalewskiej, wcześniej akcja likwidowania szkół i przedszkoli, potem strajk nauczycielski (będą matury czy nie będą…), a na koniec lock down, zamknięcie szkół i dzieci na kilka miesięcy z wciąż trwającą niepewnością co dalej.

Dorośli ewidentnie zawiedli młodsze pokolenie, nie ochronili go przed skutkami swoich „ambicji” i wojen plemiennych, i ma ono podstawy do nieufności wobec państwa, samorządów, systemu szkolnego, polityki itd. Ponadto sama organizacja i praktyka funkcjonowania szkoły, tendencje programowe, itd. nie zawsze służą optymalnym warunkom rozwoju uczniów.

Pewną nadzieję, że naród uczniowski mimo wszystko jakoś się ogarnie wiążę z witalnością młodości, jej kreatywnością i elastycznością. Młodzi szybko się uczą. I widać już np. racjonalną, coraz powszechniejszą ich reakcję na patologiczny sposób obecności religii w szkołach (7) – coraz szerzej odpuszczają ją sobie. Może bunt młodych, taki polski rok 1968 opóźniony o półwiecze z okładem względem Zachodu, odwróci sytuację w ciągu kilku-kilkunastu lat…? Pierwsze przejawy są już widoczne.

Szkoła odtwarza nierówności w kapitale ekonomicznym, społecznym, kulturowym istniejące między rodzinami, z których pochodzą uczniowie. Dzieci powielają pozycję społeczną rodziców, ruchliwość społeczna w Polsce jest niska. Ale tej bariery awansu same dzieciaki bez systemowego wsparcia już nie przeskoczą.

Kodeksucznia

  1. NAUCZYCIELE

Nie ma chyba drugiego tak licznego inteligenckiego zawodu w Polsce (wg MEN blisko 600 tys. zatrudnionych, porównywalna jest liczba urzędników administracji publicznej), który byłby w ostatnich latach tak sponiewierany – zarówno w sferze „ducha” jak i materii.

Co do materii, podobnie jak większość pracowników sektora publicznego, nauczyciele zarabiają podle, ich płace nie są konkurencyjne, a na zmianę istotną się nie zanosi. Zeszłoroczny wielki strajk nauczycieli pokazał rzecz chyba gorszą: populistyczną obojętność wobec publicznej edukacji i kompletny brak zrozumienia jej działania – nie tylko ze strony partyjno-rządowej władzy, ale i szerokich rzesz społeczeństwa. To nie jest klimat sprzyjający edukacji, w którym możliwe byłyby wybory, np. w sferze finansów, na rzecz edukacji zamiast na F-35, autostrady, lotniska albo aquaparki czy stadiony albo igrzyska. I nie wzbudza to żadnych społecznych sprzeciwów. Gorzej – wywracając system edukacji publicznej do góry nogami rząd nie liczy się z opinią środowiska nauczycielskiego, jako że nie jest ona potrzebna: te zmiany mają cele polityczne, populistyczne.

To że edukacja publiczna jeszcze jakoś funkcjonuje to zasługa nauczycieli. Jest pośród nich wielu pasjonatów i nauczycieli wybitnych, ale zgodnie z krzywą Gaussa, większość to zapewne belfry przeciętne, tak jak w całej populacji. Zakały są nieliczne, ale bez protekcji albo ochrony „z góry” taki w zawodzie się nie utrzyma.

Wyzwanie polega na tym, by ta nauczycielska przeciętna była jak najwyższa, bo właśnie to przyniesie w miarę powszechne efekty. To nie sztuka założyć elitarną szkołę dla wybranych uczniów z  kadrą wybitnych nauczycieli. Wyzwanie to podnieść poziom nauczania i motywacji do nauki w podstawówkach w całym kraju, zwłaszcza poza większymi miastami.

Należałoby bardziej zdecydowanie unowocześniać system kształcenia nauczycieli, na odpowiadający współczesnym wyzwaniom edukacyjnym, świata postprzemysłowego, co jest zadaniem na lata. Ale pilnym, bo narasta groźba, że nauczycieli zabraknie, a jest wiele powodów ucieczki od zawodu (8). Jednym z nich jest podważanie nauczycielskiego autorytetu, powszechne lekceważenie zawodu nauczyciela i wartości związanych ze szkołą i  edukacją, takich jak wiedza, kompetencje i wysokie kwalifikacje, ciekawość, dociekliwość itd. Np. nauczyciele innowacyjni i kreatywni są często pozostawieni sami sobie w przypadku sporów z rodzicami, których frustracja, nie mniejsza niż uczniów, przejawia się w agresji wobec szkoły i ciała pedagogicznego.

karta nauczyciela

  1. RODZICIELE

Rodzice to najsłabszy element personalny systemu edukacji publicznej. I taki, którego ewentualna zmiana na lepsze jest najtrudniejsza. To nie znaczy, że rodziciele są bezpośrednio „winni” swojej funkcjonalnej słabości, bo nie są, ale „niewinność” nie oznacza, że nie ma ona miejsca.

Od początków ery przemysłowej rodzice są odrywani od rodziny. Najpierw do pracy zawodowej poza domem odeszli ojcowie (9), z czasem w dużej części także matki. Dla „rozwoju gospodarczego” na krótszą metę najkorzystniejsze jest, by jak największa część społeczeństwa jak najintensywniej pracowała, a potem wydawała zarobione pracowicie pieniądze na kolejne dobra konsumpcyjne. Wtedy PKB idzie ostro w górę i wszyscy się cieszą, a zwłaszcza biznes i politycy. Zajmowanie się w domu potomstwem i rodziną jest stratą czasu i „marnotrawieniem” siły roboczej. Dla rodzica z kolei, praca to walka na konkurencyjnym rynku o byt/przetrwanie, o lepsze warunki życia, o większe zakupy, o awans albo o karierę – zależnie od pozycji i sytuacji. W Polsce panuje  dość brutalny wariant kapitalizmu, a Polacy należą do liderów zapracowania w Europie (10), przy dość niskich zarobkach.

Z drugiej strony – nie tylko przez wirusa jesteśmy straszeni, wpędzani w panikę. Warto przypomnieć choćby ministra od szkół Giertycha (2005-07), który rozpętał histerię wokół rzekomo powszechnych zagrożeń agresją w szkołach. Do tego kleszcze, LGBT, imigranci, terroryzm, patorówieśnicy, dopalacze i inne dragi, Internet,  i co tam jeszcze itd. Przepracowani rodzicie, nie mający na nic czasu, naładowani lękiem i niepokojem nie są w stanie dobrze pełnić swoich funkcji. Na problemy często reagują zniecierpliwieniem i agresją. Albo też, paradoksalnie, nadopiekuńczością, która dzieciom szkodzi.

Jednocześnie partyjno-rządowy lans tzw. „tradycyjnej rodziny” z naciskiem na prawa rodziców wobec WŁASNYCH dzieci komplikuje sytuację. Bo z jednej strony dodatkowo obciąża rodziców (prawa to odpowiedzialność), z drugiej – otwiera drogę dla „wychowawczych skrótów”. W Polsce oznacza to zwykle utrwalanie paternalistycznych, autorytarnych relacji, nie tak rzadko z przemocą w tle (11) – blisko połowa rodaków akceptuje ręczne karcenie dzieci, czyli bicie!

Inna niż autorytaryzm w tradycyjnej rodzinie jest jego odmiana w formie przerostu rodzicielskich ambicji i przerzucania własnych aspiracji na dzieci, narzucania im własnego planu rozwoju, wręcz planu życia. Dzieci – „ofiary” takich rodziców są dociążane do granic możliwości dodatkowymi, pozaszkolnymi zajęciami, które nie zawsze mają związek z ich potrzebami i zamiłowaniami.

To wszystko znajduje swoje odbicie na terenie szkoły, która niejako jest przymuszona do uwzględniania wielości postaw i roszczeń rodzicielskich. Najbardziej tych rodziców, którzy są na terenie szkoły aktywni. Ta wielość to także stratyfikacja społeczna, różnice w kapitale kulturowym, pozycji społecznej i potencjale ekonomicznym rodziców i rodzin.

Pandemia pokazała te nierówności brutalnie. Dzieci rodziców z klasy ludowej, którzy nie mogli pozostać w domu i pracować w sieci, bo ich praca zwykle na to nie pozwala, zostały pozostawione w domach same sobie z nowym wyzwaniem edukacji zdalnej. I znalazły się w znacznie gorszej sytuacji niż dzieci rodziców z klasy średniej, nie tylko o wyższym kapitale intelektualnym i kulturowym oraz oprzyrządowaniu, ale obecnych na miejscu, wykonujących w domu pracę zdalną i wspierających je w edukacji.

Jak sobie edukacja publiczna z tym poradzi? Czy jest w stanie być siłą odwracającą zjawisko dziedziczenia pozycji społecznej rodziców przez dzieci, niskiej społecznej mobilności w Polsce (12)? Klasa średnia wyśle dzieci do szkół prywatnych albo za granicę, ale co z resztą, czyli dużą większością?

Swierszczykowe nutki

  1. PROGRAMY i DOKTRYNY

Podstawowy potencjał człowieka to jego autonomiczna osobowość, kształtująca się i rozwijająca bardziej lub mniej przez całe życie, ale najintensywniej w pierwszym jego okresie. Rozwój osobowy uczniów, dzieci i młodzieży to jest oczywisty cel nadrzędny systemu edukacji publicznej. Pośród różnych klasyfikacji i podziałów doktryn wychowawczo-pedagogicznych klarowny i przystępny jest przedstawiony lata temu przez Krystynę Starczewską (13), którego bieguny wyznaczają: skrajnie autorytarny (zniewalający) model spartański i antyautorytarny (wyzwalający, emacypacyjny) model sokratejski.

W pierwszym uczeń/wychowanek ma być zdyscyplinowany i posłuszny jako obiekt „zewnętrznej” obróbki w celu wyszkolenia go (wytresowania) do jak najlepszego służenia potrzebom społeczności. Jest potraktowany instrumentalnie, jego własne potencjały, zdolności mają znaczenie o ile mogą temu zadaniu się przysłużyć. Na inne, np. własne aspiracje, wartości miejsca nie ma. Jest to koncept, który ma na celu uformowanie karnego żołnierza, gotowego oddać życie na rozkaz. I zabić. W polskiej tradycji gloryfikowane są patriotyczne wzorce żołniersko-rycerskie i partyzancko-powstańcze z ponurym fenomenem kultu tzw. „żołnierzy wyklętych”. Niewątpliwie najpełniejsza realizacja tego ideału miała miejsce w formacjach mundurowych w ustrojach totalitarnych.

W drugim modelu to sam uczeń jest podmiotem edukacji i rozwoju wspieranego przez nauczyciela w dialogu z którym odkrywa swoje potencjały, zdolności i buduje/odkrywa własną prawdę o świecie. Taki ktoś zachowuje niezależność i jest podmiotem demokratycznego społeczeństwa wolnych choć różnych ludzi. W tym przypadku rozwój osobowy jest uzgadniany ze społecznymi wartościami, normami, potrzebami, żeby możliwe było sensowne i twórcze wpisanie się jednostki w społeczne życie. Tego modelu nie należy mieszać z tzw. edukacją bezstresową, która uniemożliwia uczniowi nauczenie się radzenia sobie właśnie ze stresem, zagrożeniem, dyscypliną, wymaganiami itd.

Nasza szkoła wydaje się „siedzieć okrakiem” na barykadzie oddzielającej od siebie oba te ideały. Z jednej strony tzw. „patriotyczna tradycja” z kultem wyobrażonego żołnierza/rycerza wyzwoliciela, powstańca oddającego życie za naród, z sado-masochistyczną martyrologią narodową. Do tego mniejszy lub większy autorytaryzm „praktyczny”, oczekiwanie posłuszeństwa, podporządkowania i mechanicznego kolektywizmu oraz nauki mechanicznej, wiedzy odtwórczej. Wiele w tym myślenia archaicznego, zwróconego w stronę wyobrażonej, jakoby świetlanej przeszłości, ignorującego przemiany cywilizacyjne, kulturowe, mentalne dokonujące się na świecie.

Z drugiej strony mają miejsce rozmaite inicjatywy, które mają na celu przybliżyć polską szkołę do nowoczesności, lepiej lub gorzej rozumianej. Przecież otaczającego szkołę nowoczesnego świata nie da się wyłączyć ani zignorować, on wciska się drzwiami i oknami, dzieci mają go w głowach. Całkiem liczne są inicjatywy samych nauczycieli, innowacje lub bardziej zaawansowane programy autorskie, które system edukacji przyjmuje.

Obecne są też oczekiwania części rodziców, by ich dzieci „dały sobie radę w życiu” i odniosły sukces w „wyścigu szczurów”. Oni nie tyle są zainteresowani humanistyczną czy prospołeczną formacją swojego potomstwa, co treningiem praktycznych kompetencji – od języków obcych i informatyki po sztukę negocjacji albo walki. Własne propozycje próbują wnosić także organizacje społeczne, np. w obszarze edukacji obywatelskiej, oraz samorządy. System, mimo indoktrynacyjnych i autorytarnych dążeń odgórnych władzy na wiele wciąż pozwala.

Nie dla likwidacji gimnazjow

W STRONĘ ZAKOŃCZENIA

Zarządzanie systemem edukacji i polityka edukacyjna to piąty element do omówienia, ale to temat fragmentami już przywoływany. Polityka edukacyjna jest sprawą kluczową, bo tylko strategiczna zmiana polityki może spowodować zmianę klimatu wokół edukacji publicznej i jej kontekstów (takich jak nauka, elity wiedzy, wartości poznawcze itd.). A na to się nie zanosi, nie ma potencjału i woli politycznej, która uczyniłaby z edukacji publicznej priorytet rozwojowy, ograniczający inne, zwłaszcza gigantomańskie aspiracje. Przypomnijmy dla pokazania proporcji i skali powojenną likwidację analfabetyzmu, program tysiąc szkół na tysiąclecie (1966), wprowadzenie szkoły ośmioklasowej, nawet reformę gimnazjalną, bardzo trudną ale w sumie udaną, choć z pewnymi zastrzeżeniami.

Demokracja potrzebuje ludzi światłych, zdolnych do racjonalnego i odpowiedzialnego uczestnictwa w życiu społecznym i w decyzjach politycznych, w tym wyborczych. Od jakiegoś czasu, z różnych powodów, ujawniają się zjawiska wskazujące na rosnący irracjonalizm opinii publicznej. Sprzyja temu część polityków i mediów, podgrzewając sceptycyzm klimatyczny, szydząc z ekologicznych wartości, broniąc ruchu antyszczepionkowego i odmawiając sensu szczepieniom, wspierając wydumane terapie „leczące” bezpłodność, broniąc praktyk egzorcystycznych, lansując rozmaite spiskowe teorie itd. Dobra edukacja szkolna powinna przygotowywać do samodzielnego i krytycznego odnoszenia się do tego rodzaju przekazów. Ale nie tylko – świat dziś szybko się zmienia i takie przygotowanie jest niezbędne, by nadążać i nie zagubić się w tych zmianach. Narzędzia służące samodzielnemu dochodzeniu do rozumienia są o wiele bardziej potrzebne niż zakuta wiedza i posłuszeństwo.

Rokowania dla pacjenta pt. „edukacja publiczna” są raczej kiepskie, choć nie beznadziejne. Brak perspektyw na zdecydowaną i kompleksową terapię rewitalizacyjno-modernizacyjną nie oznacza szybkiego zgonu tylko stan przewlekły, wegetację w stagnacji, powolne obniżanie jakości. System jest jednak wciąż na tyle „luźny”, że możliwe są oddolne, punktowe czyli lokalne lub środowiskowe innowacje edukacyjne i to chyba jedyne, co można i warto robić. Realizowane przez organizacje społeczne, nauczycieli pasjonatów, zainteresowane samorządy, zaangażowanych rodziców, aktywne grupy uczniowskie. Zwłaszcza biedne samorządy, których nie stać na finansowanie większego wsparcia dla swoich szkół, powinny starać się o wykorzystanie potencjałów i energii różnych aktywnych środowisk.

Oczywiście radykalnym próbom dalszego wykoślawiania publicznej edukacji np. poprzez poszerzanie zakresu indoktrynacji lub autorytaryzmu szkolnego należy się zdecydowanie przeciwstawiać na płaszczyźnie politycznej.

Przypisy

(1) https://sciencepr.pl/pl/dlaczego-uczniowie-nie-lubia-szkoly/

(2) https://www.polskieradio.pl/7/163/Artykul/2515649,Depresja-w-dobie-epidemii-koronawirusa-Alarmujace-wyniki-badan

(3) https://tvn24.pl/polska/ryszard-terlecki-o-slowach-puknij-sie-w-czolo-to-bardzo-delikatnie-powiedziane-4645482

(4) https://tvn24.pl/polska/ryszard-terlecki-o-slowach-puknij-sie-w-czolo-to-bardzo-delikatnie-powiedziane-4645482

(5) https://dziecisawazne.pl/o-podobienstwach-miedzy-dziecmi-doroslymi/

(6) https://misja-zdrowie.pl/co-z-ta-szkola-kondycja-psychiczna-uczniow/

(7) https://natemat.pl/319887,jak-sie-wypisac-z-lekcji-religii-tak-rodzice-i-dzieci-walcza-z-katechetami

(8) https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,26290244,epidemia-odejsc-nauczycieli-w-malopolsce-z-praca-pozegnalo.html?

(9) Wojciech Eichelberger „Zdradzony przez ojca” wyd. Drzewo Babel, 2015

(10) https://www.money.pl/gospodarka/polacy-wsrod-najwiecej-pracujacych-w-europie-6388362544404097a.html

(11) https://mamotoja.pl/w-polsce-nadal-jest-przyzwolenie-na-bicie-dzieci,aktualnosci-artykul,25329,r1p1.html

(12) https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/raport-oecd-prawie-polowa-dzieci-robotnikow,16,0,2409744.html

(13) Krystyna Starczewska „Koncepcja człowieka a model wychowania” [w:] WIĘŹ 9 (245) 1978

http://www.studiagdanskie.diecezja.gda.pl/pdf/sg_xvii.pdf str. 155

Adres korespondencyjny:
Związek Stowarzyszeń KONGRES RUCHÓW MIEJSKICH
80-236 Gdańsk, Aleja Grunwaldzka 5 
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Konto bankowe: 76 1600 1462 1887 8924 3000 0001
NIP: 779 246 16 30