PRZESŁANIE
do Uczestników Kongresu Ruchów Miejskich
w Poznaniu 18-19 czerwca 2011 r.
Szanowni Państwo!
Drodzy Przyjaciele!
Z radością i satysfakcją przyjąłem do wiadomości Waszą decyzję o organizacji Kongresu Ruchów Miejskich w Poznaniu w dniach 18-19 czerwca tego roku.
Z żalem też musiałem stwierdzić, że nie będę mógł być obecny na tym ważnym KONGRESIE, z racji uczestniczenia, w tym samym czasie, w konferencji poświęconej problemom osiedli wielkopłytowych na warszawskim Targówku.
Uważam Wasz KONGRES za wydarzenie o pierwszorzędnym i przełomowym znaczeniu, gdyż wyraża on wolę budowy ustroju politycznego, opartego na emancypacji społeczeństwa obywatelskiego. Wyraża wolę emancypacji politycznej społeczności miejskich. Wiemy, że miasta, stanowią dzisiaj obszary decydujące o rozwoju społeczno-gospodarczym Unii Europejskiej.
Miasto europejskie
Miasta rozumiane są obecnie w Unii jako zbiorowe podmioty społeczne, a ich rozwój to przede wszystkim realizacja potrzeb ich mieszkańców w sytuacji ograniczonych zasobów naturalnych i energetycznych oraz zobowiązań współczesnych społeczeństw wobec następnych pokoleń.
W krajach europejskich istnieje już od przeszło 40 lat zgoda co do tego, że rozwój miejski nie może być dzisiaj realizowany wyłącznie działaniami, wzgl. instrumentami technicznymi, ekonomicznymi i planistyczno-prawnymi. Uznaje się je dzisiaj, co najwyżej, za narzędzia zabezpieczające realizację zintegrowanych celów i zadań, formułowanych w polu interakcji społecznej, wyważającej potrzeby społeczne z jednej, a ekologiczną dopuszczalność z drugiej strony. Pojęcie ekologii jest przy tym rozumiane szeroko. Dotyczy ono zarówno wielopoziomowych, wzajemnych relacji w ramach środowiska przyrodniczego, jak i relacji społeczno-gospodarczych. W tym sensie miasto jest złożonym systemem ekologicznym: przyrodniczo-społeczno-gospodarczym. W interakcjach służących rozwojowi miasta uczestniczą społeczności miejskie, grupy interesu gospodarczego oraz koordynujące tę interakcję, instytucje administracji i polityki.
Zbiorowy podmiot społeczny buduje w przestrzeni miasta wielorakie systemy porozumień oraz wyprowadza z nich określone koncepcje planistyczne oraz strategie działania. Problemy miasta charakteryzuje wysoki stopień złożoności, stąd ich rozwiązywanie wymaga uczestniczenia wielu podmiotów i ich interesów, elastyczności działań i otwartości dla rozwiązań alternatywnych w ramach przyjętych norm i wartości brzegowych. Takie, nowoczesne rozumienie miasta i działań dla jego pożądanego rozwoju, jest dzisiaj nie do pomyślenia bez silnego i świadomego swych celów społeczeństwa obywatelskiego.
Polityka rozwoju miasta?
Stąd formułuje się dzisiaj w Europie plany i polityki rozwoju miejskiego w sposób uspołeczniony. Polityk i planista nie są dziś w stanie samodzielnie kształtować polityki rozwoju miejskiego bez wejścia do szerokiej interakcji społecznej. Eliminacja z niej podmiotów gospodarczych prowadzi z reguły do abstrakcyjności i nieskuteczności planowania, eliminacja podmiotów społecznych, prowadzi znów nieuchronnie do uzależnienia się polityki i administracji od interesów podmiotów gospodarczych i uruchomienia się procesu korumpowania przestrzeni miejskiej. Niemiecki analityk polskiej polityki przestrzennej, Florian Koch, wykazał ostatnio, że polska administracja działa w zakresie planowania miejskiego w oparciu o dwie mało użyteczne, a nawet szkodliwe zasady:
- Tworzy nieskuteczne plany ustawowe, pełne „pobożnych życzeń”, opartych o wiarę w „rozum fachowy”, generowany wciąż jeszcze archaiczną wiedzą o rozwoju miasta industrialnego.
- Zmienia ustawicznie sporządzane plany i regulacje, dostosowując je – w procesach „cichych porozumień” – do potrzeb indywidualnych i grupowych interesów gospodarczych.
Florian Koch stwierdza, że faktycznym planistą miasta w Polsce są prywatne podmioty inwestycyjno-budowlane. Niemiecki badacz odmówił polskiemu systemowi planistycznemu nie tylko skuteczności w zakresie zarządzania i wskazał na jego izolację od społeczeństwa, ale równocześnie wykazał kompletne oderwanie tego systemu od standardów współczesnej europejskiej polityki rozwoju miejskiego. Podstawową cechą tej polityki jest bowiem planowanie i wdrażanie rozwoju miejskiego oparte o system wielopodmiotowych porozumień społecznych, co wymaga budowania planów otwartych i społecznie uzgodnionych. Dopiero ostatnim etapem planowania może być ich przekład na akty prawno-planistyczne i to w sytuacji zabezpieczenia ich zgodności ze społecznie akceptowanymi celami i zadaniami rozwoju miasta. Tak, jak społeczeństwu obywatelskiemu przypada prawo współkształtowania polityki miejskiej, tak instytucjom politycznym – prócz odziewania woli społecznej w kształt prawny – również obowiązek kontroli pełnego uczestnictwa miejskiego podmiotu społecznego w procesach planistycznych oraz zgodności planowania z planami. Inna sytuacja oznacza dzisiaj istnienie „niesprawnego” państwa.
W „niesprawnym” państwie, z jego archaicznymi i niedoskonałymi regulacjami prawa i z jego niską kulturą polityczną, system budowania porozumień jest niemożliwy. Wykazał to w swej książce o polskim planowaniu przestrzennym, wybitny polski prawnik – prof. Hubert Izdebski. Redukcja planowania przestrzennego do wywoływania ustawowych dokumentów planistycznych i przewidziane dla nich procedury (np. plany miejscowe), nie przewidują realizowania partycypacji społecznej.
Społeczność miejska w tej sytuacji nie ma możliwości realizowania swych rzeczywistych potrzeb, gdyż jej udział sprowadzony zostaje do możliwości zgłaszanie zastrzeżeń prawnych. Jeszcze gorzej jest w wypadku tzw. warunków zabudowy, a w wypadku studiów zagospodarowania przestrzennego wpływ społeczny na ich kształt jest – z racji pozycji prezydentów i burmistrzów w odpowiednich procedurach – bardziej niż znikomy.
Miasto i jego biznesy
Taka „niesprawność” państwa nie jest jednak tylko wyrazem jego zacofania i niedoskonałości. Jest wynikiem systemu, w ramach którego „niesprawność” sektora publicznego staje się źródłem sprawności interesów prywatnych. Warto wskazać na prosty fakt, że rozwoju miast w Polsce po 1989 roku nie charakteryzuje wcale brak inwestycji budowlanych, ale kierowaniu się ich na wąskie sektory działań (konsumpcja – centra handlowe i komercyjne budownictwo mieszkaniowe), stanowiące olbrzymi obszar generowania prywatnych zysków. Inwestycje te koncentrują bowiem w polskich miastach większość środków publicznych i prywatnych możliwości kredytowych.
Ruchy obywatelskie już od dawna wskazują na dramatyczne skutki takiego „rozwoju”:
- Masową zabudowę podmiejskich i peryferyjnych obszarów krajobrazowych, a nawet parków i miejskich systemów zieleni.
- Galopujące pustoszenie i degradację całych dzielnic miejskich.
- Rosnącą dramatycznie segregację społeczną w przestrzeni miast.
- Słabą aktywność w zakresie restrukturyzacji obszarów zdegradowanych.
- Nieustannie rosnący chaos systemów transportów,
- Olbrzymie deficyty w zakresie inwestycji publicznych na terenach śródmiejskich i w przestrzeni publicznej.
W ten sposób olbrzymie kapitały publiczne i prywatne uruchomione po 1989 roku skierowane zostały na cele o wysokiej atrakcyjności dla niewielkiej liczby komercyjnych inwestorów, wywołując równocześnie wielkie koszta społeczne i nie przekładając się ani na zrównoważony rozwój polskich miast, ani na pożądaną rentę społeczną. „Niesprawność” państwa w zakresie prawa wywołała brak możliwości sterowania inwestycjami realizowanymi przez inwestorów prywatnych na gruntach nabytych od gmin. Innymi słowy – wyprzedaż gruntów miejskich następuje bez zabezpieczenia ich udziału w społecznej rencie rozwoju miejskiego. „Niesprawność” państwa w zakresie prawa wywołała nawet niepożądane skutki społeczno-gospodarcze zaangażowanych w rewitalizację środków unijnych. „Niesprawne” państwo nie potrafi bowiem równoważyć mechanizmu rynku i zapotrzebowań społecznych.
Strategia ruchów miejskich
Ta wysoce niezadowalająca sytuacja jest oczywistym powodem trwających już od lat protestów społecznych, niestety mało skutecznych z racji wyżej wskazanych struktur prawnych i proceduralnych. W ten sposób „niesprawność” państwa staje się skutecznym instrumentem ubezwłasnowolnienia społeczeństwa miast w zakresie jego możliwości wpływania na rozwój miejski oraz na możliwość obrony interesów społecznych przed woluntarystycznie działającymi prywatnymi podmiotami inwestycyjnymi.
Problemem jest strategia działań. Jej istotną częścią być musi odmowa ruchów społecznych uczestniczenia w języku „niesprawnego” państwa.
Pojęciu planowania przestrzennego nie odpowiada w Polsce już od dawna żadna realna rzeczywistość. Po prostu go nie ma, a nazwa jeszcze stosowana, określa ustawowe akty prawno-planistyczne. Określa plany, ale nie planowanie. Planowanie oznacza proces, a nie jednorazowy i zamknięty akt prawny. Współczesne planowanie to obecnie wyłącznie obowiązujący państwa unijne – zgodnie z Kartą Lipską 2007 – model zintegrowanego planowania rozwoju miast, szeroko uspołeczniony proces planistyczny, łączący planowanie przestrzenne z politykami rozwoju społeczno-gospodarczego oraz strategiami finansowania zadań rozwojowych. Z nich – i tylko z tych planów – wyprowadza się, w państwach unijnych, konkretne projekty inwestycyjne, tak publiczne jak i prywatne. To dopiero te projekty otrzymują sankcję planistyczno-prawną – a więc plany miejscowe. Redukcja pojęcia planowania tylko do takich planów i oderwanie planowania przestrzennego od polityk społeczno-gospodarczych oznacza dezorganizację rozwojowego procesu miejskiego. Stąd nie wolno rozmawiać z „niesprawnym” państwem o planowaniu przestrzennym, tylko o zintegrowanym planowaniu rozwoju miejskiego.
Szeroko dyskutowanemu pojęciu rewitalizacji również nie odpowiada w Polsce żadna rzeczywistość w europejskim znaczeniu, chociaż na rewitalizację skierowano fundusze unijne. Rewitalizacja w powszechnym europejskim rozumieniu jest programem publicznym, opartym o szczególne narzędzia zarządzające oraz kombinację środków publicznych i prywatnych. Takie programy łączą realizację inwestycji publicznych, remonty dokonywane przez podmioty prywatne, ochronę gruntów przed spekulacją oraz ochronę lokatorów. Takich programów i stosownych regulacji dla ich zarządzania w Polsce nie ma. Nie ma więc rewitalizacji. Jej istnienie, podobnie jak istnienie planowania przestrzennego ma charakter wirtualny.
Niemniej wirtualna jest w „niesprawnym” państwie partycypacja społeczna. Jak już wspomnieliśmy, realizowana ona być musi wyprzedzająco wobec planów ustawowych. Jeżeli tylko takie się sporządza, nie ma partycypacji społecznej, względnie jest ona jedynie pozorna i nieskuteczna. Zafałszowane zostało również pojęcie gospodarki rynkowej. Faktycznie jej w miastach polskich nie ma, gdyż działają tam nieomal wyłącznie monopole inwestorów, które sparaliżowały możliwości finansowania rewitalizacji i zrównoważonego rozwoju miejskiego, ściągając na swe inwestycje większość środków publicznych (infrastruktura) i prywatnych.
Ruchy obywatelskie winny więc odkrywać i ujawniać takie językowe „sztuczki”, weryfikując je odniesieniem do realnej rzeczywistości oraz do nowoczesnych norm i wartości europejskich, jak i do konstytucyjnego zapisu o tym, że Polska jest państwem społecznej gospodarki rynkowej.
Po neoliberalnej transformacji
Innym problemem jest kwestia „spadku”, jaki pozostawił po sobie model neoliberalnej transformacji. W jej ramach nie było miejsca ani na tworzenie spójnego systemu prawnego, ani na postulat i wdrażanie budowy instytucji społecznych (nowoczesnych norm i europejskich systemów wartości, wspierania przez państwo aktywności społecznych, czy integrowania i wdrażania do życia społecznego zasad prosocjalnego modelu politycznego), nie mówiąc już o zrównoważonym modelu rozwoju miast. Znaczne grupy społeczne uwierzyły jednak, że neoliberalny „eksces transformacji” jest równoznaczny z wprowadzeniem gospodarki rynkowej. Szerokie rzesze społeczeństwa nie mają też nawet bladego pojęcia o tym, czym jest dzisiaj polityka miejska i zrównoważony rozwój miast. Wierzą one, że miarą rozwoju miasta jest po prostu budowanie gdzie bądź i jak bądź, byle dużo. Wierzą, że im więcej samochodów na ulicach i im liczniejsze dla nich trasy, a równocześnie im mniej przeszkadzających temu tramwajów, rowerzystów i pieszych, tym nowocześniejsze jest miasto. Wierzą, że im nowocześniejsze miasto, tym więcej w nim wieżowców i reklam. Głęboka jest też wiara wielu w prawo budowania tam, gdzie się chce i jak się chce i związane z tym żądania uproszczenia prawa budowlanego.
Wszystko to stanowi wyzwanie dla inicjatyw i grup obywatelskich walczących o europejskie miasto zrównoważonego rozwoju. Wyzwanie do wpływania na szeroką świadomość społeczną, jej normy i systemy wartości i język, którym mówi się o mieście. Znaczenia takich pojęć jak „nowoczesność miasta” czy jego „rozwój”, rozumie się jeszcze wciąż w kategoriach epoki industrialnej i filozofii nieograniczonego rozwoju, opartego o niewyczerpalne zasoby.
* * *
Dzisiejszy – historyczny – obywatelski Kongres Ruchów Miejskich ma więc wiele zadań do spełnienia. Ruchy te mają też już wiele sukcesów. Winny – moim zdaniem – dążyć do maksymalizacji wpływów społeczeństwa obywatelskiego na poziomach lokalnych oraz tworzyć nowe formy lokalnych aktywności obywatelskich. Potrzebne są konkretne projekty obywatelskie w zakresie kształtowania warunków życia miejskiego.
Jest Was coraz więcej i jesteście coraz sprawniejsi w odróżnieniu od „niesprawnego” państwa. „Niesprawność” państwa oznacza obrazę majestatu jego suwerena – społeczeństwa. Z tej racji, ruchy społeczne na rzecz zmiany tej sytuacji posiadają najwyższą możliwą legitymację polityczną.
Pragnę Wam i wszystkim, którzy czekają na Wasz powrót w polskich miastach, pogratulować dotychczasowych sukcesów, życzyć wielu nowych osiągnięć oraz owocnych obrad!
Andreas Billert