Jak zmieniać miasta?
Było kilka strategii „wprowadzenia” do agendy wyborczej aktywistycznych miejskich postulatów.
Powstawały skierowane do kandydatów postulaty stawiające na ważne dla ruchów miejskich treści prezentowane przez organizacje i ich koalicje, które dawały kandydatom całą kafeterię niekontrowersyjnych i łatwych do przyjęcia pomysłów. Ten zabieg wykorzystały m.in. Bydgoski Ruch Miejski (5x5 dla Bydgoszczy), inicjatywa „Roślinna Szkoła”, „Pytamy o Zielone” czy koalicja „Zdrowa Przestrzeń”.
Wybrane osoby wywodzące się z inicjatyw, organizacji i ruchów miejskich korzystały też z zaproszeń poszczególnych komitetów wyborczych, startując w wyborach pod zaanektowanymi barwami, najczęściej KO, Polski 2025 czy też Lewicy. Ten ruch, trochę jak loteria, dawał podobne szanse na zysk i stratę. Z jednej strony szansa otrzymania mandatu otwiera drzwi do wprowadzenia realnych zmian w mieście. Jednak ryzyko zostania połkniętym przez partyjnego giganta wydawało się być równie prawdopodobne.
Jedynie w kilku miastach ruchy miejskie zdecydowały się zawalczyć o władzę pod własnym szyldem. Startując ze zdecydowanie słabszej, niemal beznadziejnej pozycji, podjęły ryzyko niepłacenia ceny utraty własnej wiarygodności. Na szali postawiły jednak cały swój dotychczasowy dorobek i przyszłość, która po przegranej może malować się w przynajmniej ciemnych kolorach. Stawka wbrew pozorom szalenie wysoka – po poprzednich wyborach kilka ruchów i organizacji, które je przegrało nie podniosło się już po porażce.
Język aktywistów stał się mainstreamowym dyskursem
Zieleń w mieście, „miasto 15-to minutowe”, dostępne mieszkania i transport publiczny – tematy, którymi jeszcze do niedawna interesowały się tylko organizacje i inicjatywy społeczne, a szerzący wiedzę o tych ideach wyśmiewani byli w social mediach, zostały przejęte przez niemalże wszystkie strony politycznej sceny, poza skrajną prawicą. Na jedynej w pełnym składzie debacie kandydatów na urząd prezydenta Warszawy trudno było odróżnić postulaty prezentowane przez poszczególne osoby. Bez względu na fakt, czy przejęcie aktywistycznej miejskiej narracji przez największe partie było wyrachowaną polityczną kalkulacją czy jednak wynikiem przejrzenia na oczy i dostrzeżenia realnych potrzeb mieszkańców i wyzwań stojących przed miastami, nad potencjałem samorządowego wyłomu zawisły ciemne chmury.
Podobnie jak w wyborach parlamentarnych kilka miesięcy wcześniej, centrowe ugrupowania z silnymi liderami na czele, dużymi budżetami kampanijnymi i rozpoznawalnymi markami, zyskały niewiarygodną potencjalną przewagę wyborczą. Ewidentnym przejawem tego był fakt, że np. ubiegający się o drugą kadencję Rafał Trzaskowski zamiast prowadzić kampanię w Warszawie, rozmawiać z mieszkańcami i swoimi kontrkandydatami, uczestniczył w krajowych i zagranicznych delegacjach, pewny o swój wynik wyborczy. W stolicy szacowano, że rządzącej od prawie 20 lat Koalicji Obywatelskiej część głosów odbierze Trzecia Droga, która podobnie jak do Sejmu szturmem wejdzie do składu rady Warszawy. Niestety błąd strategiczny marszałka Hołowni o przesunięciu w czasie głosowań nad propozycjami ustaw liberalizujących aborcję, spowodował, że na kilkanaście dni przed wyborami, gra wyborcza w Warszawie znowu miała rozgrywać się głównie między dwoma hegemonami: KO i PiS.
Duże ambicje miała tu także Partia Razem, która ostatecznie nieco z „braku laku” i wbrew tygodniowym negocjacjom, ostatecznie utworzyła koalicję z Nową Lewicą i ruchami miejskimi, czyli Stowarzyszeniem Miasto Jest Nasze i Porozumieniem dla Pragi. Dlaczego w Warszawie „Razemki” zdecydowały się na ten ruch? Zasilenie list znanymi nazwiskami lokalnych społeczników, którzy znają realne potrzeby mieszkańców: swoich rodziców, znajomych, rodziny, okazało się być kluczem do sukcesu.
Wartości ważniejsze niż partyjne barwy
KKW (Koalicyjny Komitet Wyborczy) LEWICA został trzecią siłą, mimo ogromnego i niedoszacowanego sukcesu Koalicji Obywatelskiej i samego prezydenta Trzaskowskiego, któremu otworzenie szeroko krytykowanej kładki pieszo-rowerowej nad Wisłą przyniosło z automatu + 5 punktów procentowych. Ale to ruchy miejskie rozbiły wyborczy bank w Warszawie, jednocześnie tworząc ewenement na skalę kraju. Miasto Jest Nasze wprowadziło 12 radnych do rad dzielnic (z 29 uzyskanych przez KKW Lewica, w tym 3 Porozumienia dla Pragi), często osób startujących nie z pierwszych miejsc na listach, w „niebiorących” i trudnych okręgach, debiutantów. Wprowadziło też troje radnych do rady miasta (z 8 uzyskanych przez KKW Lewica). Sukces Miasto Jest Nasze, ale również Porozumienia dla Pragi (lokalnego praskiego stowarzyszenia) udowodnił, że autentyczność i zakorzenienie w wartościach są ważniejsze niż partyjne barwy, przynajmniej dla elektoratu, który do wyborów poszedł – świadomego i zainteresowanego.
Czynników tego sukcesu jest przynajmniej kilka. Przede wszystkim postawienie na ludzi – otwartość na zaproszenie na listy nie tylko długoletnich członków stowarzyszenia, a przede wszystkim działaczy społecznych, dla których wartości będące w DNA ruchów miejskich są kluczowe. To oni swoim dotychczasowym dorobkiem społecznym, autentycznością i realnością postulatów zachęcili tysiące osób do głosowania właśnie na nich.
Tytaniczna praca wykonana przez kandydatów, godziny spędzone na rozmowach z mieszkańcami, kilometry przebytych warszawskich ulic, samodzielnie rozdawane ulotki okazały się być dużo więcej warte niż masowe dystrybucje materiałów wyborczych do skrzynek pocztowych i gigantyczne banery, mniej i bardziej legalnie, wywieszane na mieście.
W końcu współpraca i wzajemne wsparcie, bez względu na kampanijne doświadczenie i miejsce w strukturze, atmosfera sięgania po wspólny cel i – być może zabrzmi to bardzo idealistycznie – czystość idei. Każda z kandydujących z ramienia ruchów miejskich osób miała świadomość, że bez względu na wynik wróci do tych samych mieszkańców, znajomych i rodziny, z pełną odpowiedzialnością za każde wypowiedziane w kampanii słowo. Każdy „dawał świadectwo” w imieniu siebie samego. Bez gierek, wyborczej kiełbasy i kopania dołków pod kontrkandydatami .
Mam nadzieję, że sukces ruchów miejskich w Warszawie to dopiero początek drogi do totalnej zmiany zarządzania polskimi miastami. Warto analizować kampanię i przyglądać się kolejnym ruchom nowych radnych.
Być może piszą oni nowe karty historii polskiego samorządu, rozumianego jako wspólnota mieszkańców, a nie jedynie lokalność władzy.
Autorka, Agnieszka Krzyżak-Pitura, została wybrana do Rady Dzielnicy Mokotów.
Tekst powstał w ramach projektu „Forum Lokalnych Mediów Non-Profit” realizowanego z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy, finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG. Więcej na: www.simrzeczjasna.pl/forum-lokalnych-mediow-non-profit/